Spedytor rodem ze średniowiecza – historia niezwykłej pasji, która pomaga w pracy w transporcie.
Konrad Spuła
Aktualizacja 17.10.2025 | Data utworzenia 16.10.2025
6 min czytania

Konrad Spuła: Widziałem Cię na zdjęciu, żywcem wziętym z planu filmu historycznego lub produkcji fantasy.
Martyna Klecz: Na co dzień pracuję w Visline jako spedytorka, ale po godzinach przenoszę się do czasów IX-XI wieku. Moją pasją jest rekonstrukcja historyczna. Należę do drużyny, która odtwarza wszelkie aspekty życia w okresie wczesnego średniowiecza, od życia obozowego, przez rękodzieło, wojaczkę, rozrywkę czy kuchnię, po obrzędowość. To taki plan filmowy, ale bez kamer i scenariusza.
O tym, jak Twoja pasja pomaga Ci w pracy jeszcze zapytam, ale najpierw opowiedz jak to wszystko się zaczęło i na czym polega bycie rekonstuktorem?
Swoją przygodę zaczęłam około sześć lat temu, co zawdzięczam moim znajomym, których spora część należała już do społeczności rekonstruktorów, bawiąc w różnych drużynach. Dzięki ich opowieściom dowiedziałam się, jak to mniej więcej wygląda i to z różnych perspektyw, no i postanowiłam dołączyć.

I co robi taki rekonstruktor, gdy dołączy do drużyny?
Każda grupa charakteryzuje się trochę czym innym. Są drużyny, które specjalizują się w pływaniu wikińskimi łodziami, są takie które świetnie radzą sobie na polu walki, są też zespoły, które łączy miłość do rzemiosła.
Możemy więc wykonywać szereg aktywności, które były chlebem codziennym naszych pra pra przodków, m. in. walczyć jako łucznik, tarczownik czy włócznik, wypalać dziegieć, szyć tkaniny, grać na instrumentach, warzyć piwo, wytwarzać wyroby kaletnicze, metalurgiczne, i wiele wiele innych.
Gdy wyjeżdżamy na zloty, to trochę przypomina to harcerstwo, tyle, że zamiast drużynowego jest jarl, albo kniaź, a zamiast zastępów – wojowie, rzemieślnicy, artyści, itd. śpimy w namiotach z lnu, lub wełny, takich bez podłogi, śpiwory zastępują koce, a karimaty – baranie skóry. Jest wesoło.
A jaką ścieżkę w rekonstrukcji Ty wybrałaś?
Dołączyłam do Drużyny Wikingów Nidhogg z Braniewa, gdzie rekonstruuję skandynawkę, ale mój koncept jeszcze się kształtuje. Tak naprawdę, z powodów finansowych, nie miałam jeszcze okazji wdrożyć się mocno w jakiś szczególny kierunek – żeby zrobić coś już bardziej wyspecjalizowanego, to trzeba włożyć w to spore pieniądze, by zakupić sprzęt, zainwestować w materiały na strój, czasami zapłacić za jakieś warsztaty czy trening.
Ja próbowałam trochę łucznictwa. Myślę, że będę to kontynuować, ale jeszcze bardziej fascynuje mnie rzemiosło. Chciałabym odtwarzać kosmetyki występujące we wczesnym średniowieczu, np. produkty z dziegciu, który posiada właściwości bakteriobójcze i jest zdrowy dla skóry.

Wrócę teraz do pytania, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy. Jaki wpływ ma Twoja pasja na życie zawodowe. Czy doświadczenia z wczesnego średniowiecza mogą przydać się współczesnej spedytorce? Brzmi abstrakcyjnie, ale czuję, że mnie za chwilę zaskoczysz.
Spędzanie czasu w grupie, czasami w trudnych, wymagających warunkach, stwarza wiele okazji do wspólnego działania i uczy komunikacji w sytuacjach stresujących i zaskakujących. Jest wiele momentów, gdy chcąc nie chcąc, musimy znaleźć wspólny język ze wszystkimi. A jeszcze ciekawiej robi się, gdy na jakimś wydarzeniu pojawiają się grupy z zagranicy. Taka wymiana kulturowa uczy możliwości spojrzenia na jeden problem z wielu różnych perspektyw, a dzięki spotkaniom praktykuję też języki obce.
Czyli, podsumowując, przeniesienie się w czasy dawne poprawiło Twoją komunikację i sprawiło, że jesteś bardziej otwarta?
Nie powiedziałam o najważniejszym, a jednocześnie bardzo przyziemnym, mianowicie – pakowaniu się na wyjazdy i samej organizacji takich wypraw. W każdej drużynie znajdzie się mistrz od tzw. “samochodowego tetrisa”, który jest tym jedynym potrafiącym wszystkie: namioty, maszty, kosze, zbroje i zapasy, upchnąć do niewielkiego auta.
Bardzo ważne jest też takie zaplanowanie transportu dla całej drużyny, by dla każdego było miejsce w samochodzie, oraz by koszty podróży były możliwie niskie. Nie jest to takie łatwe, gdy drużyna liczy trzydzieści osób, a trzeba przewieźć ludzi i całe obozowisko przez pół Polski.
Wypisz wymaluj dzień codzienny w firmie transportowej.
Dokładnie. Są też sytuacje kryzysowe i stresujące, jak w życiu. Był taki wyjazd do Hiszpanii w zeszłym roku, gdzie rekonstruktorzy polecieli samolotem. Natomiast sprzęt typu zbroje i broń zostały wysłane ciężarówką. No i kierowca okazał się przemytnikiem. Towar został skonfiskowany łącznie ze sprzętem. Teraz jestem wyczulona na takie sytuacje i dzięki tamtemu przykremu doświadczeniu udało mi się zapobiec wielu niebezpiecznym sytuacjom w pracy.





Martyna, jesteś laureatką plebiscytu na wyjątkową pasję, organizowanego przez Zarząd Visline dla swoich pracowników. Otrzymałaś rekordową liczbę głosów, co wiąże się z nagrodą finansową. Zdradzisz na co przeznaczysz te środki?
Jest mi bardzo miło, że, że dostałam tyle punktów. Nie spodziewałam się tego totalnie. Uważam, że było bardzo dużo ciekawych hobby, na które sama bym zagłosowała i chętnie bym z tymi osobami porozmawiała na ten temat.
Jeśli chodzi o nagrodę, to na pewno przeznaczę ją na wyposażenie. Pisałam to w zgłoszeniu – środki zamierzam wydać na zakup sprzętu i strój. Nie są to tanie rzeczy, a warto mieć dobre repliki, które będą zgodne historycznie i oczywiście wykonane ręcznie.
Podczas pokazów dla turystów chętnie dzielimy się wiedzą o życiu w wiekach średnich i zależy nam – rekonstruktorom – by jak najlepiej odwzorować sylwetki postaci z przeszłości. To duża odpowiedzialność, bo widzowie wyrabiają sobie na tej podstawie wyobrażenie o życiu sprzed tysiąca lat.
Jeśli potrzebujesz usługi transportowej, którą zrealizują dla Ciebie pasjonaci transportu i nie tylko, zgłoś się do Visline: